Leżała na chodniku pokrytym śniegiem, na którym odciśniętych było dziesiątki śladów obuwia. Miejscami śnieg był tak ciemny jak ziemia. W ciągu zaledwie paru minut zdążyła się zebrać spora grupa gapiów, może nawet kilkanaście osób. Stali wokół nieprzytomnej kobiety, jakby był to niesamowity widok, atrakcja oferująca darmową rozrywkę. Część w milczeniu obserwowała zamieszanie, jednak znaczna większość szeptała między sobą, komentując lub zwyczajnie ukazując zanadto emocje. Jakby sądzili, że ich słowa mogą coś zmienić. Piotr tego nie dostrzegał, widział jedynie rozmazany obraz świata i mały wyraźny punkt – jej nieruchome ciało. Obcy głos w jego głowie nagle zamilkł, wspomnienie sprzed kilkunastu minut znikło, nastąpiła przeraźliwa pustka. Czas stanął w miejscu.
Zatrzymał się niecałe dwa metry od niej, nie mogąc uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Pielęgniarka i dwaj lekarze z pobliskiej przychodni uwijali się żwawo wokół Luizy, próbując ją ocalić. Znał ich, lecz w tamtej chwili ich twarze były mu obce. Dla niego wszystko działo się jak w zwolnionym tempie, a odgłosy dobiegały z bardzo daleka. Ponownie spojrzał na nią, na najpiękniejszą kobietę na świecie, a po jego policzkach spłynęły łzy. Ktoś położył dłoń na jego ramieniu, okazując wsparcie, ale on nawet nie zareagował na ten gest. Martwił się, że jej ubranie przemokło i jest jej zimno, kiedy leży tak na zmarzniętej ziemi. Chciał podbiec, wziąć ją w ramiona i mocno przytulić, chciał ją ogrzać. Chciał, ale wciąż stał w tym samym miejscu, nie potrafiąc wykonać najprostszego ruchu. Oddychał ciężko, mając wrażenie, że coś mocniej niż poprzednim razem uciska jego pierś. Widział jej piękne oczy, patrzące gdzieś daleko i pozbawione już znajomego blasku, jej bladą skórę i jasne wargi. Włosy rozrzucone były chaotycznie na chodniku wokół jej twarzy. Nawet w takim stanie emanowała swoim naturalnym pięknem. On to widział, widzieli to również zgromadzeni na miejscu ludzie.
Podszedł w końcu i upadł na kolana obok jej ciała. Niepewnie wziął jej dłoń w swoje. Była lodowata i delikatna jak zawsze. Musnął palcami jej policzek, delikatnie, jakby bał się ją obudzić ze snu o poranku. Ale on chciał, żeby obudziła się z tego okropnego snu, żeby popatrzyła na niego i posłała mu radosny uśmiech. A może to on tkwił w najgorszym koszmarze i to on powinien otworzyć powieki i wyrwać się z objęć ciemnej strony swojego umysłu?
- Dni naszego życia, część II -
0 komentarze