kot

Zapiski kociej wojowniczki

By Małgorzata Mikos - 11.9.22

 

Poznajcie Emi, moją 21-letnią kotkę (14.09.2001r.), która jest częścią mojego życia odkąd była małym kociakiem. 21-latka, która na ludzkie lata ma…103 lata!
 
Emi jest kotem niewychodzącym samopas z domu, ale codziennie spędzającym czas na balkonie lub w składanym kojcu dla szczeniaków ustawionym w ogrodzie, kotem przesiadującym na parapecie.
 
Dotychczas jej dieta składała się z karmy mokrej i suchej, gotowanego mięsa drobiowego i gotowanych ryb. Do 20. roku życia jadła surowe mięso i ryby, ale później „surowizna” zaczęła jej szkodzić.
 
Przez całe życie nie chorowała. Dopiero w zeszłym roku, w wieku 20 lat, dostała zapalenia krtani. A po zrobieniu obowiązkowych corocznych badań krwi wyszło, że nerki troszkę słabiej pracują, więc dostała specjalny lek na wzmocnienie ich pracy.
 
Pierwsze zapalenie krtani przyszło na początku stycznia. Leczenie trwało tydzień, a po nim pojawił się stan depresyjny, który trwał około miesiąca. Później zapalenie krtani powróciło na początku września, leczenie trwało zaledwie kilka dni, ale stan depresyjny trwał już dłużej, bo nieco ponad dwa miesiące.
 
Przez lekarza, który prowadzi ją od małego kociaka, w żarcie zostałam nazwana „przewrażliwionym opiekunem”, bo zwracam uwagę na nawet najmniejsze oznaki i sprawy, i biegnę z nią na wizytę kontrolną. Ja uważam takie obserwacje za coś normalnego, co powinno być normą wśród opiekunów zwierzaków. Dzięki temu, że zwracam uwagę na zmiany w jej nastroju, wyrazie pyszczka i oczu, w sposobie poruszania czy ochocie na konkretne jedzenie, być może uniknęłyśmy poważniejszych problemów ze zdrowiem.
 
Każdy, kto ją spotykał, nie wierzył, że ona ma tyle lat, ile ma. A pani doktor, która przyjęła ją na nocnym dyżurze, gdy w styczniu dostała problemu pierwszego zapalenia krtani, stwierdziła, że to dla niej zaszczyt, móc pomóc i leczyć taką seniorkę. I nawet zrobiła sobie z nią zdjęcie.

Do zeszłego piątku (2.09.2022) była kotem bardzo aktywnym, biegającym po schodach, wskakującym na parapety, polującym na „zwierzynę” za oknem, bawiącym się nawet zwykłą słomką.
 
W zeszły piątek wszystko się zmieniło…

 

piątek, 2.09.2022
- piątek -
Piątkowe przedpołudnie Emi spędziła w ogrodzie, korzystając z uroków ostatnich letnich dni. Z zainteresowaniem przyglądała się latającym tuż obok niej motylom, pszczołom i ważkom. Niuchała, nasłuchiwała, bawiła się źdźbłami trawy. Mimo słabszego nastroju (była jakby troszkę zamyślona), który utrzymywał się od poprzedniego wieczora i który wzięłam za skutek zmian pogodowych i wahań ciśnień (co już wcześniej się jej zdarzało), cieszyła się z bycia na dworze i promieni słońca na futerku.
 
Kilka minut przed godziną 18 rozpoczął się nowy rozdział w życiu Emi i moim.
 
Podczas drzemki jej ciało nagle wygięło się w nienaturalny sposób, a głowę wygięła do granic możliwości w tył. Jej łapki były wyciągnięte i sztywne, a oddech przyśpieszony. Nie reagowała na dotyk, na mój głos. Oczy z rozszerzonymi źrenicami patrzyły nieruchomo przed siebie, również nie reagując na ruch mojej dłoni. Sekundy mijały, od czasu do czasu jej serce zwalniało jakby się zatrzymywało, po czym ona brała jeden głębszy oddech, po czym wracała do stanu nieobecności. Ten stan trwał około minuty, może odrobinę dłużej. Po tym „wróciła” do życia, podniosła się, przesuwała wzrokiem po pokoju, milczała. W głowie pojawiła się gonitwa myśli i pytanie, czym mógł być ten atak. Padaczka? Udar? Wylew? 
Już miałam zadzwonić do weterynarza prowadzącego, gdy Emi zaczęła nawoływać „ou” nienaturalnie głębokim głosem, osuwając się na legowisko. Nadszedł drugi, znacznie mocniejszy atak. Nie przestając do niej mówić, głaskać jej sztywnego ciałka, bałam się, że to już koniec, że Emi odchodzi. Ten atak trwał dłużej niż pierwszy. Pojawił się oczopląs (gałki oczne poruszają się w sposób niekontrolowany), krótki oddech przerywany głębszym zaczerpnięciem oddechu, defekacja, sztywność całego ciała, nieobecny wzrok i niereagowanie na otoczenie.
Trzymając ją w rękach, zadzwoniłam do weterynarza, informując go o całym zajściu i że jestem z nią w drodze do jego gabinetu. Podczas jazdy Emi znów była sobą, a wcześniejsze objawy minęły. Była jedynie zmęczona, jakby ktoś przebudził ją z głębokiego snu.
Lekarz zbadał ją, potwierdził, że był to udar mózgu. Podał jej leki sterydy i specjalny lek z witaminą B. Stwierdził, że dobrze, że ktoś był w domu i zauważył, że coś się stało. U zwierząt, jak u ludzi, liczy się każda minuta. A w przypadku wystąpienia udaru – ważna jest każda sekunda. Kazał ją obserwować i w razie potrzeby dzwonić do niego.
 
* filmy ładują się po kliknięciu  ▶️
 
 
 
 
 
 
Chwilę po godzinie 21, przebudziła się nagle i zaczęła nawoływać głębokim „ou” i osunęła się na legowisko. Brak kontaktu, rozszerzone źrenice, „biegające oczy, sztywność łapek. Atak trwał kilkanaście sekund, a gdy minął, wszystko wróciło do normy. Przed północą, podczas korzystania z kuwety, dostała trzeciego, lżejszego ataku. Opadła bez sił, przelewała się przez ręce, a jej łapki były sztywne, a ona nie kontaktowała. Po chwili wszystko wróciło do normy, a ona wróciła do swojego legowiska lekko się zataczając jak osoba pod wpływem alkoholu. Po chwili zasnęła.
 
- sobota -
Przed 1 w nocy nadszedł kolejny atak, trwał kilka sekund i pojawiło się tylko „ou”, oczopląs, sztywność łapek oraz bezwładne odpłynięcie. Telefon do weterynarza – trzeba obserwować, bo nic więcej nie można zrobić i że mamy z rana zjawić się w jego gabinecie. Po 3 w nocy nadszedł kolejny, tym razem mocniejszy atak, który trwał około minuty. I znów te same objawy jak przy poprzednich, ale tym razem doszło u Emi do niekontrolowanego oddania moczu. Po ataku zasnęła. Opuszki łapek były lodowate, uszka również. Nawet ich masowanie i delikatne uciskanie oraz gruby kocyk, pod którym leżała, nie pomagało ich rozgrzać.
I wszystko było w miarę dobrze aż do godziny 9, gdy dostała kolejnego, tym razem znacznie lżejszego ataku. Znów było „ou”, oczopląs i sztywność ciała, ale całe zajście trwało nie dłużej niż kilka sekund.
 
sobota, 3.09.2022 (popołudnie)
 
Wizyta u weterynarza, dokładne badanie, rozmowa o ostatnich godzinach, moje spostrzeżenia. Kolejne zastrzyki z lekami oraz delikatnym lekiem na uspokojenie, aby mogła powoli regenerować organizm. Po powrocie do domu chwiejnym krokiem wróciła do swojego legowiska i przespała cały dzień. Z trudem wstała wieczorem, aby napić się wody ze spodka. Nie jadła, jedynie piła wodę.  Również wodę z dodatkiem odrobiny cukru. Była osłabiona i każdy, nawet najmniejszy ruch, sprawiał jej trudności i powodował, że opadała bez sił na posłanie. Kolejna bezsenna noc, zanoszenie do kuwety i asekuracja przy korzystaniu z niej i przy wyczerpującym powrocie do legowiska.
 
niedziela, 4.09.2022

 
- niedziela -
W niedzielę rano kolejna wizyta u weterynarza. Kolejne badanie i kolejne zastrzyki. Z równowagą było już trochę lepiej, ale opuszki i uszka wciąż pozostawały lodowate. Znów zalecenie obserwacji i zalecenie zastosowanie specjalnej płynnej karmy o wysokiej koncentracji energii i dużej strawności. W drodze do domu objechałam otwarte kliniki weterynaryjne w poszukiwaniu takiego specyfiku, znalazłam tylko w jednej z nich. Po drodze wstąpiłam jeszcze do apteki i kupiłam na próbę Nutridrink dla osób po chorobie.
Zaraz po powrocie do domu, kilka minut po godzinie 14, nastąpił kolejny, dość silny atak. Nawoływanie „ou”, sztywność całego ciała, oczopląs, nieobecność. Źrenice, które jeszcze przed chwilą były zwężone, stały się wielkie jak spodki. Po minucie atak minął, a ona z trudem łapiąc oddech, opadła bez sił. Gałki oczne biegały, nawet pod zamkniętymi powiekami. Nastąpił nieznaczny wytrzeszcz oczu. Nie reagowała na dotyk, ruch i dźwięk. Nie reagowała na zbliżającą się dłoń, co świadczyło o tym, że podczas ataku straciła wzrok. Pierwszy posiłek od piątkowego popołudnia zjadła po dwóch godzinach od niedzielnego ataku i były nim trzy łyżki truskawkowego Nutridrinka. O upośledzeniu wzroku świadczył również fakt, że kierowała się węchem. Węchem badała i szukała jedzenia, węchem sprawdzała, kro ją dotyka (i wówczas mruczała), węchem sprawdzała podmuch wiatru. Korzystała z kuwety po zaniesieniu jej i przy asekuracji. Sama, z niemałym trudem, próbowała wyjść z kuwety i przy asekuracji przejść kilka metrów dzielących ją od legowiska, po czym opadała bez sił i potrzebowała kilku minut odpoczynku.
Ona spała i regenerowała organizm, a ja spędzałam kolejną bezsenną noc na krześle tuż obok niej. Często ją głaskałam, aby czuła się bezpiecznie. Podobno bliskość opiekuna pomaga.
 
 
poniedziałek, 5.09.2022

- poniedziałek -
W poniedziałek rano wzrok powrócił. Sama zaczynała wstawać, choć robiła to z trudem po trzech dniach leżenia bez sił. Przewracając się, próbowała się obrócić czy przejść parę kroków. Nie poddawała się. Nie otwierała w całości pyszczka i wypuszczała jedynie koniuszek języka, przez co trudno było jej jeść i pić. Do tego dnia jedynym, co jadła był Nutridrink. Po dwóch dniach wypróżniła się normalnie, co potwierdzało, że Nutridrink działa i odżywia. Oprócz wody i truskawkowego Nutridrinka (próbowałyśmy jeszcze smaku waniliowego, owoców leśnych i neutralnego, ale to właśnie truskawkowy najbardziej przypadł jej do gustu), z apetytem jadła koci rosołek (z kurczaka oraz z tuńczyka), jogurt naturalny bez laktozy, piła wodę z cukrem oraz mleko dla kotów. Napoju leczniczego dla zwierząt nie ruszyła, ale się jej nie dziwię, bo śmierdział mokrą psią sierścią. Powróciło odbijanie się po posiłku. Pojawiły się z niewielkie oznaki poprawy stanu zdrowia Emi. Dla mnie była to bezsenna noc spędzona na obserwacji i pomocy Emi.
 
 
- wtorek -
We wtorek nastąpiła zmiana na gorsze. Znów tylko leżała i spała, nie była zainteresowana trawą czy słomką do napojów. Nie mruczała, nie odzywała się, była obojętna. Przy próbie samodzielnego powrotu do legowiska słaniała się na łapkach, bez przerwy traciła równowagę, jeszcze mocniej zarzucało ją na prawą stronę. W nocy w ogóle nie reagowała na dotyk, leżała i zdawała się być we własnym świecie. Nie chciała jeść, pić. Gdy brało się ją na ręce i zanosiło do kuwety, krzyczała. Siedząc przy niej i obserwując jej zły stan i nieobecność, miałam świadomość, że być może nie będzie już lepiej, że będzie już tylko gorzej. Zwłaszcza, że nie chodziła, tylko leżała i w jej oczach widziałam, że to ją przybiło. Że nie jest sprawna, samodzielna, że nie może biegać czy skakać. Podjęłam decyzję, że jeśli w najbliższych dniach nic się nie poprawi, podejmę najtrudniejszą z decyzji, bo wiedziałam, że takie życie leżącego i niemogącego nic samemu zrobić kota nie jest dla niej. Była przybita. Widziałam to w jej smutnych oczach.
 

 

 
 
 
- środa -
W środę nastąpiła gwałtowna poprawa jej stanu. Zaczynała znów wstawać, obracać się, choć od czasu do czasu traciła równowagę i upadała na miękkie legowisko. Zaczęła mruczeć, bawić się na siedząco trawą. Jej wzrok nie był już smutny, znów był pełen życia. Oczopląs minął, wytrzeszcz oczu również. Zaczęła szerzej otwierać pyszczek i wyciągać mocniej język, który nie był już ciemnofioletowy, ale jasnoróżowy. Opuszki w łapkach zrobiły się ciepłe, uszka powoli stawały się cieplejsze i zaczynały reagować na dotyk. Od leżenia w jednej pozycji zrobiło się jej odparzenie w prawej pachwinie, z której sączył się bezbarwny płyn. Weterynarz zalecił przecieranie odparzenia jodyną dwa razy dziennie i był zdumiony, że w tak krótkim czasie zaszło u Emi tak wiele pozytywnych zmian, biorąc pod uwagę jej wiek oraz to, że zazwyczaj potrzebują 2-3 tygodni do powrotu do zdrowia po udarze (niektóre koty potrzebują znacznie więcej czasu).
 
 

 
 
 
 
 
 
Tego dnia rozpoczęłam fizjoterapię na własną rękę, aby rozruszać i wzmocnić osłabione łapki oraz  prawą tylną, na którą kulała. Oczywiście, w takich przypadkach dobrze jest skorzystać z wizyty u fachowca, ale ze względu na jej stan nie chciałam jej dodatkowo stresować wyprawą do nieznanego miejsca i oddawać w obce ręce. Zresztą nie każdy ma dostęp do gabinetów fizjoterapeutycznych dla zwierząt, więc trzeba szukać alternatywy. Ważne jest zrobić cokolwiek niż czekać na cud.
Masowałam łapki i same opuszki, rozciągałam kończyny, mimo początkowego sprzeciwu Emi, masowałam pyszczek, nosek, uszka, głowę i pod pyszczkiem, aby poprawić krążenie i przyśpieszyć regenerację. Zastosowałam również masaże miękką szczoteczką do zębów – delikatnie masowałam opuszki, łapki, uszka, nosek, wargi, pod pyszczkiem. Posiłki pozostały bez zmian: płynne + dużo wody. Spodki z jedzeniem czy z wodą zaczęłam odsuwać o centymetr od Emi, aby zmuszać ją do wstania i ruchu. Dzięki temu nie jadła już na leżąco, ale powoli wracała do normalności.
 
 
- czwartek -
W czwartek było podobnie jak w środę. Kilka razy w ciągu dnia masaże, częste posiłki w małych ilościach, aby nie zaszkodzić, próby rozruszania stawów podczas krótkich spacerów z asekuracją. I dużo snu. W czwartek po raz pierwszy odezwała się, reagując na mój dotyk, gdy przebudziłam ją ze snu na posiłek. Noc z czwartku na piątek była pierwszą, którą ona spędziła sama, a ja wstałam tylko raz, żeby pomóc jej skorzystać z kuwety.
 
 
- piątek -
W piątek zmiany były jeszcze bardziej widoczne. Sama przeszła ze swojego legowiska do kuchni na posiłek. Sama wskoczyła na niski fotel, na którym do tamtego piątku od zawsze zajmowała i który był jej legowiskiem. Oprócz tego, co jadła w ostatnich dniach, zjadła kawałek drobno posiekanego gotowanego mięsa, wypiła sporo domowego rosołu z udka kurczaka bez przypraw oraz rybną pastę kanapkową bez przypraw i dodatków „specjalnych”. Coraz częściej mruczała, współpracowała przy fizjoterapii, z przyjemnością oddawała się masażom, zwłaszcza tym miękką szczoteczką do zębów. Gorzej było, gdy przychodził moment posmarowania odparzenia jodyną, ale po tym zawsze była nagroda w postaci łyżeczki jogurtu naturalnego. Nie traciła już równowagi, nie przewracała się, jedynie jeszcze trochę kulała na prawą tylną łapkę. Bez asekuracji korzystała z kuwety, z zaciekawieniem niuchała powietrze i obserwowała otoczenie, gdy postawiłam ją na parapecie w otwartym na oścież oknie. Tego dnia po raz pierwszy od udaru zaczęła wylizywać futerko, zwłaszcza prawą tylną łapkę i brzuch.
 
 
- sobota -
Sobota minęła nam spokojnie. Apetyt dopisywał, coraz więcej chodziła, sama wskakiwała i zeskakiwała z fotela na posiłek czy żeby skorzystać z kuwety. Chód się poprawił, kulenie zmalało, choć jeszcze w całości nie minęło. Słuch osłabł, ale Emi coś jeszcze słyszy.
 

 

 
 
Emi sama korzysta już z kuwety, coraz więcej chodzi, ma apetyt. Dalej stosuję u niej fizjoterapię i masaże. Nie chwieje się, nie traci równowagi, chodzi pewniej jeszcze lekko kulejąc na prawą tylną łapkę. Bez przerwy okazuję jej dużo miłości, bo to najważniejsze.
 
Jest w niej wola walki i póki sama się nie podda, będę walczyć razem z nią o jej zdrowie i dobre dni.

 

Po tym, co przeszła Emi i ja, jako jej opiekun, mogę powiedzieć tylko jedno: nikomu tego nie życzę przejścia przez coś podobnego. Tego, gdy zwierzak krzyczy, alarmuje, że coś złego się dzieje, a jego ciałko wykręca się pod dziwnymi kątami, mięśnie sztywnieją, oczy biegają jak szalone ze źrenicami rozszerzonymi do granic. Tego, jak zwierzak podczas takich ataków traci świadomość, narządy zmysłów, załatwia się pod siebie, przelewa się przez twoje ręce. A ty nie wiesz, co robić, jak mu pomóc, jak ulżyć jego cierpieniu. Zwłaszcza w nocy, gdy do kliniki całodobowej masz co najmniej 30 minut i wiesz, że każda wyprawa do weterynarza to ostateczność, bo oznacza dodatkowy stres, zwłaszcza po tego typu atakach, gdy nie wiadomo, do jakich uszkodzeń doszło w mózgu i jak zwierzę odbiera otoczenie.

 

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że mało który lekarz zna się na zdrowiu i pomocy zwierzęcym seniorom powyżej 15 roku życia, nie mówiąc już o tych powyżej 20 roku życia. Większości badań typu RTG czy tomograf nie wykonywane są takim seniorom, ponieważ to za duże ryzyko, że zwierzę zwyczajnie tego nie przeżyje, że po zastosowaniu narkozy nastąpią niepożądane skutki. Że zwierzę nie obudzi się z narkozy lub że serce się zatrzyma. Podobnie jest z propozycjami suplementów dla takich seniorów czy porad, co zrobić, aby odżywić ich mózg, narządy wewnętrzne, pamięć.
 
Emi ze względu na swój wiek jest praktycznie poza wszelkimi skalami porównawczym czy leczniczymi, bo mało który zwierzak niestety dożywa do tak sędziwego wieku.
 
Sama szukam, czytam różne materiały, eksperymentuję, stosuję rzeczy przeznaczone dla ludzi w podeszłym wieku. Teraz przemycam sposoby na powrót po udarze u ludzi – masaże wzmacniające i przywracające sprawność, fizjoterapia, krótkie spacery. Podobnie było przy chorobie z zeszłego roku.

 

 


Po tym, jak Emi przeszła udar, musiałam wprowadzić kilka zmian. Niski fotel, który od zawsze był tylko jej, zamieniłam na miękkie i ciepłe legowisko ułożone z kilku koców z podkładką na podłogę, aby nie było jej zimno (fot. 1). Trzeba pamiętać, że zwierzęta po udarze są wycieńczone, ciągle im zimno i dlatego muszą przez cały czas znajdować się pod kocem, aby ogrzewać ciało.
Zrobiłam mur z grubego koca, żeby nic jej się nie stało, gdyby wstała i straciła równowagę. Dodatkowo wokół legowiska rozłożyłam miękkie dywaniki łazienkowe. Biorąc pod uwagę jej stan, postanowiłam przenieść jej kuwetę z korytarza do miejsca, gdzie było jej legowisko, aby miała blisko i w razie potrzeby mogła sama z niej skorzystać. Niestety, ten pomysł się u nas nie sprawdził, ponieważ dla niej miejsce kuwety było gdzie indziej. Zamiast skorzystać z kuwety, wychodziła z niej i wracała do legowiska. Wypróżniła się dopiero, gdy kuweta wróciła na stare miejsce. Być może u was zdarzy się podobna sytuacja, więc warto spróbować oby sposobów i wybrać ten, który będzie odpowiedni dla waszego zwierzaka.
Od piątku Emi drzemie również na swoim niskim fotelu (fot. 2), który przeniosłam do kuchni. Dzięki temu ona nie czuje się samotna, a ja mam ją na oku. Póki co wieczorami wraca na legowisko z koców w moim pokoju.
 
Emi jest małą wojowniczką, która chce żyć. Jestem przy niej, wspieram ją w tej walce i pomagam, bo wiem, że to mój obowiązek jako jej opiekuna. Cieszę się z każdej, nawet niewielkiej pozytywnej zmiany stanu jej zdrowia i sprawności fizycznej.
I cieszę się z każdej minuty, którą razem spędzamy.

 
Po moim wpisie, w którym poinformowałam, że Emi przeszła udar, otrzymałam wiele wiadomości z pytaniami i prośbą, aby napisać coś więcej na ten temat. Oczywiście to, co napisałam to nie praca naukowa, ale moje własne spostrzeżenia, opis walki, którą warto podjąć, choć oznacza to pracę 24 godziny na dobę. Walkę, która może pomóc w powrocie do zdrowia, która może uratować życie zwierzakowi.
To, co przeszła Emi, nasza praca w jej powrocie do zdrowia to doskonały przykład, że nie można się poddawać, że trzeba walczyć do samego końca.
 
 
 
Objawy udaru u zwierząt mogą się różnić i mają różne podłoże. Są pewne stałe objawy, które pojawiają się nagle np.: zmiany w zachowaniu, osłabienie, brak apetytu, wymioty, problemy z równowagą, kręcenie się w kółko, przechylenie głowy w nienaturalny sposób, niekontrolowane i nienaturalne ruchy gałek ocznych (oczopląs, zez), utrata kontroli nad mięśniami, sztywność kończyn, zaburzenia świadomości, utrata przytomności, nienaturalnie rozszerzone źrenice lub źrenice różnej wielkości, porażenie kończyn, nagła ślepota. Mogą pojawić się również ataki padaczki.
 
W razie podejrzeń o wystąpienie u zwierzaka udaru mózgu, nie zwlekajcie i biegnijcie z nim do najbliższego weterynarza. Liczy się czas i podanie odpowiednich leków.
A później potrzeba trochę czasu i troski ze strony opiekuna, aby zwierzak doszedł do siebie. Przecież człowiek nie jest w pełni sprawny dzień czy dwa po przebytym udarze, prawda?
Nie poddawajcie się od razu, walczcie o zwierzaka i jego powrót do zdrowia.

O udarze u zwierząt znajdziecie trochę informacji na stronach internetowych o zdrowiu zwierząt i na niektórych stronach klinik weterynaryjnych. Ale to wciąż za mało i są to informacje ogólne, w dodatku bez planu, jak pomóc zwierzakowi w powrocie do zdrowia i sprawności. A jak wiadomo nie każdy ma dostęp do fizjoterapeuty dla zwierząt, nowoczesnych klinik weterynaryjnych, które oferują np. tlenoterapię zalecaną po tego typu chorobach lub nie ma pieniędzy na pokrycie kosztów takich specjalistycznych zabiegów, które zalecane są zwierzętom walczącym o powrót do pełni sił po przebytej chorobie.

Przy kolejnej wizycie kontrolnej ze swoim zwierzakiem wypytajcie się o udar mózgu - o jego objawy, pierwszą pomoc, o to, jak pomóc zwierzakowi w powrocie do zdrowia. Lepiej być przygotowanym "tak na wszelki wypadek", by móc uratować zdrowie i życie zwierzakowi, niż później walczyć z czasem.
 
 
I na sam koniec mam do was prośbę: obserwujcie swoje zwierzaki i reagujcie, gdy zauważycie coś nietypowego. Reagujcie, gdy zauważycie jakąś zmianę w ich zachowaniu, wyglądzie, preferencjach. Zwierzaki, zwłaszcza koty, świetnie maskują, że coś im dolega, dlatego trzeba obserwować i w razie wątpliwości lepiej udać się do weterynarza, niż mieć później wyrzuty sumienia, że coś złego spotkało naszego zwierzaka, a my nie mogliśmy mu pomóc lub zrobiliśmy to za późno.

  • Share:

You Might Also Like

0 komentarze